„Bawi mnie niejednokrotnie, jak się okazuje, że po blisko czterdziestu latach małżeństwa, wiele osób nie wie, kto ja jestem – i że »też maluję«. Tylko że to nie Geppertowa maluje, a Krzetuska”.
Malarka, nie żona
„Swoje wzloty i upadki przeżywałam bardzo różnie. Denerwowałam się przeważnie wtedy, gdy napotykałam na opinię, że istnieję jedynie dzięki temu, że jestem żoną Eugeniusza Gepperta. Tymczasem tak nigdy nie było, bo moją karierę (o ile można się tak wyrazić) rozpoczęłam w r. 1926, kiedy Gepperta mało znałam […]” – pisała Hanna Krzetuska. Wielokrotnie wracała do tej kwestii w swoich wspomnieniach 15% abstrakcji oraz Refleksje (wczoraj i dziś).
W powojennym Wrocławiu była już na stałe łączona z Geppertem – znanym malarzem (szczególnie koni), organizatorem szkoły artystycznej i pierwszym rektorem, a dziś patronem wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych.
W przedwojennym Krakowie była po prostu sobą. Malarką.
Nieznana fotografia
Wydaje mi się, że na tych fotografiach z Narodowego Archiwum Cyfrowego nikt jej wcześniej nie wypatrzył. Stoi w pierwszym rzędzie. Modny kapelusz, płaszcz z futrzanym kołnierzem, apaszka. Leciutki, może nieco ironiczny uśmiech. Pewny wzrok skierowany w stronę obiektywu.
Jest 6 listopada 1932 roku. Fotograf dokumentuje otwarcie wystawy w Pałacu Sztuki, siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie. Hanna Krzetuska ma dwadzieścia dziewięć lat. Rok wcześniej w tym samym miejscu odbył się pierwszy indywidualny pokaz jej prac.
Pozuje w towarzystwie czołowych krakowskich artystów, swoich dobrych znajomych, między innymi Hanny Rudzkiej-Cybis, Jana Cybisa, Józefa Jaremy, Adolfa Szyszko-Bohusza i Jana Marcina Szancera.
Tuż za Krzetuską stoi on: Eugeniusz Geppert. Poznali się w 1924 roku na balu kostiumowym, mają wspólnych przyjaciół, oboje są związani z Krakowem. Żadne z nich nie myśli jeszcze poważnie o małżeństwie – z kimkolwiek. Pobiorą się dopiero w lutym 1938 roku.
Poważna przeszkoda
„Śmiało mogę zapewnić ciekawych, że miałam okresami powodzenie, ale zdarzało się też, że miałam pecha! W każdym razie nie skorzystałam z żadnej nadarzającej się oferty głównie dlatego, że do małżeństwa byłam ustosunkowana wybitnie negatywnie. Bałam się, że będzie to poważną przeszkodą w mojej pracy, a zawsze miałam duże ambicje” – przyznawała Krzetuska.
Obawy młodej artystki były całkiem uzasadnione. A na malarki-mężatki czyhała nie jedna, a wiele przeszkód.
Małżeństwo czy partnerstwo
Po pierwsze, przeszkody prywatne.
Urodzona w 1903 roku Krzetuska wchodziła w dorosłość w niepodległej Polsce. Oczywiście nie musiała już stawiać czoła tylu konwenansom, co artystki działające w dziewiętnastym wieku czy na początku dwudziestego stulecia. Presja społeczna i ogólne wyobrażenie o zadaniach kobiety jako żony i matki wciąż były jednak żywe.
Pary artystyczne w dwudziestoleciu międzywojennym nie należały do rzadkości – zdaje się jednak, że do rzadkości należały relacje partnerskie. Niejedna artystka pozostawała w cieniu męża-artysty, wspierając jego karierę i zajmując się domem. Lub wybierała rozwód.
Po ślubie do domu
Po drugie, przeszkody systemowe.
Mimo zmian, jakie nastały po 1918 roku, kobiety wciąż napotykały na wiele barier, prawnych nieścisłości oddziedziczonych po zaborcach czy nierówności na rynku pracy. Gdy w Europie szalał Wielki Kryzys, z niektórych stanowisk zaczęto na przykład zwalniać mężatki. Uznano, że bezrobocie mężczyzn to ważniejszy problem niż sytuacja kobiet.
Mogłoby się wydawać, że problem ten w niewielkim stopniu dotykał środowiska twórców czy – samodzielnej przecież – pracy malarki. W świecie artystycznym istniały jednak pewne struktury, hierarchie czy sformalizowane praktyki, jak organizacja wystaw, przyznawanie stypendiów itd.
W latach trzydziestych Krzetuska przez kilka była sekretarzem zarządu krakowskiego Związku Polskich Artystów Plastyków. „Przestałam sprawować tę funkcję po ślubie – tak jak życzył tego sobie nasz prezes Adolf Szyszko-Bohusz” – zanotowała.
Być sobą (w sztuce)
Po trzecie, przeszkody artystyczne.
Krzetuska miała pełną świadomość, że jeśli poślubi artystę, jej malarstwo będzie już zawsze porównywane z twórczością męża. Co ważne, Geppert był od niej starszy o trzynaście lat, miał więc już wyrobioną pozycję w świecie sztuki.
„Linią przewodnią było u mnie stałe dążenie do odrębności, żeby nie być podobną do nikogo, a tym bardziej do męża. Poza innymi pytaniami słyszałam często takie powiedzenie: »Pani podobno też maluje«, albo inaczej »Jak pani to robi, że nie maluje pani jak mąż?«. Jakoś to robiłam przez długie lata!” – irytowała się malarka.
Swoje prace zawsze podpisywała nazwiskiem panieńskim i nie lubiła, gdy recenzenci nawiązywali do jej związku z Geppertem.
W przedwojennym Krakowie
Przed wojną, w Krakowie, Krzetuska nie musiała nikomu tłumaczyć, że jest artystką.
Uczyła się w Wolnej Szkole Malarstwa i Rysunku im. Ludwiki Mehofferowej (bratowej malarza Józefa Mehoffera). Zajęcia odbywały się w pracowni Olgi Boznańskiej. Gdy słynna malarka przyjeżdżała z Paryża, szkoła musiała tymczasowo się kurczyć, ścieśniać i pomniejszać do jednego tylko pomieszczenia.
Należała do Związku Polskich Artystów Plastyków, współpracowała z grupą „Zwornik”, wystawiała swoje prace w Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie. Pierwszy indywidualny pokaz prac Krzetuskiej miał miejsce wiosną 1931 roku w krakowskim Pałacu Sztuki.
Obracała się w kręgu tamtejszych artystów, między innymi Zbigniewa Pronaszki (swojego dawnego profesora), Wojciecha Weissa czy grupy kapistów: Hanny Rudzkiej-Cybis, Jana Cybisa, Józefa Jaremy (twórcy teatru Cricot), Zygmunta Waliszewskiego i Józefa Czapskiego.
Co kilka lat odwiedzała Paryż. Zwiedzała Luwr, chłonęła sztukę najnowszą. W 1925 roku oglądała we Francji wystawę światową, od której nazwę wziął nowy styl – art déco. W 1931 roku wyjechała tam na krótko razem z siostrą. W 1937 roku wróciła nad Sekwanę w towarzystwie znajomych artystów, w tym Marii Jaremy.
Przez pewien czas dzieliła w Krakowie pracownię z malarzem Stanisławem Podgórskim. O dawnym studiu rzeźbiarza Ludwika Pugeta, które wielokrotnie zmieniało lokatorów, krążyły przeróżne historie. „Opowiadano sobie i nawet pokazywano mi mebel (komodę) o dwóch głębokich szufladach, gdzie podobno chowały się w okresie niemowlęctwa dzieci Zofii i Karola Stryjeńskich” – wspominała.
Na radiowym balu
Później Krzetuska zaadaptowała na pracownię jedno z pomieszczeń w domu rodziców. Pochodziła z ustosunkowanej rodziny o żydowskich korzeniach. Jej siostra, starsza o cztery lata Maria, pracowała w Polskim Radiu. Raz Hanna poprowadziła tam nawet gościnną audycję o Boznańskiej.
Krzetuska uwielbiała tańczyć, a siostry chętnie bawiły się wspólnie na radiowych rautach i balach. W marcu 1930 roku „Ilustrowany Kurier Codzienny” odnotował na przykład, że podczas zabawy karnawałowej panna Hanka Krzetuska zaprezentowała się w sukni „czarnej taftowej”. Wśród gości znalazła się także Maria Pawlikowska („w eleganckiej czarnej jedwabnej z niebieskim lisem”) i Magdalena Samozwaniec („w taftowej brązowej”).
„Wspomnienia tych czasów wydają mi się dziś najcudowniejsze i ile razy przypomnę sobie poszczególne momenty, ogarnia mnie wesołość i beztroska. Byłam wtedy wolna, jeszcze samodzielna, tak jak to sobie wyobrażałam na całe życie – a z czego koledzy stale się nabijali” – zdradzała po latach Krzetuska. Nieustannie słyszała jednak: „I tak wyjdziesz za mąż i skończy się malowanie”.
W powojennym Wrocławiu
Podczas okupacji Krzetuska pozostała w Krakowie, gdzie pracowała w kawiarni artystów i działała w konspiracji. Po wojnie Geppert otrzymał zaś propozycję zorganizowania we Wrocławiu szkolnictwa artystycznego.
„Zadanie było równie zaszczytne, jak ciekawe, ale nie przewidzieliśmy tej ewentualności, że nasze pionierskie życie będzie tak ciężkie” – przyznawała malarka. Nad Odrą zastali biedę, ruiny i strzelaniny po zmroku.
Krzetuska od razu włączyła się w prace nad utworzeniem szkoły oraz w animację życia kulturalnego. Pierwszy rok akademicki zainaugurowano już jesienią 1946.
Początkowo także wykładała, ale w 1950 roku nie przedłużono jej umowy. Środowiskowe konflikty sprawiły, że Geppert musiał ustąpić ze stanowiska rektora. Jako jego żona Krzetuska dostawała rykoszetem.
Malująca żona
W 1954 roku artystka wysłała do redakcji „Przeglądu Kulturalnego” list, w którym z wyrzutem skarżyła się na nierówne traktowanie: „Przy zakupach – no tak, ale skoro kupujemy obraz Gepperta, nie możemy kupować Krzetuskiej! Stypendium – nie potrzeba – jest żoną profesora PWSSP [Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, dziś Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu]. Pracy w PWSSP dla mnie w ogóle nie ma – bo nawet jeżeli zdarza się praca czysto malarska – to zawsze są przecież tacy, którzy bardziej potrzebują niż »żona profesora«”.
„Sprawa którą poruszam, dotyczy nie tylko mnie – nieszczęsnych żon mężów z tego samego fachu jest w Polsce bardzo dużo i coraz więcej. Czy zawsze wszystkie komisje będą pod tym kątem widzenia załatwiać podania »małżeństw plastycznych«?” – alarmowała malarka.
Rzeczywiście, artystycznych par nie brakowało ani na wrocławskiej uczelni, ani w Szkole (Grupie) Wrocławskiej, która w latach sześćdziesiątych ukształtowała się w kręgu Krzetuskiej i Gepperta. W dużej mierze stanowili ją dawni uczniowie i uczennice malarza.
Krzetuska pozostała aktywna: malowała (pracownię urządziła sobie w kuchni), eksperymentowała z nowymi technikami, wystawiała. Poczucie niesprawiedliwości i nierównych szans dokuczało jej jednak do końca życia.
W latach osiemdziesiątych pisała: „Prace moje dopiero w ostatnich latach zyskały trochę uznania. A tak normalnie, to zawsze byłam »malującą żoną Gepperta«. A to z kolei było tym, czego najbardziej nie chciałam”.
***
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie dyskusja Do małżeństwa byłam ustosunkowana wybitnie negatywnie: herstoryczne perspektywy wrocławskiej sztuki w galerii Mieszkanie Gepperta we Wrocławiu, w której miałam przyjemność wziąć udział na zaproszenie Fundacji Art Transparent w ramach wydarzeń towarzyszących wystawie „Hanna Krzetuska: To maluję ja!” (zapis transmisji dostępny tutaj).
Polecam też serię krótkich podcastów o Krzetuskiej prowadzonych przez Ewę Plutę – do odsłuchania na Spotify.