Nowy serial Netflixa Prawo Lidii Poët (2023) inspirowany jest losami prawdziwej postaci – pierwszej włoskiej adwokatki. Polki usłyszały o niej dokładnie 140 lat temu.
Powiedzmy od razu: to nie jest serial biograficzny, lecz kryminalny, a twórcy momentami swobodnie podchodzą do realiów – szczególnie w warstwie romansowo-obyczajowej. Równocześnie udało się im jednak wyjątkowo sprawnie wpleść w fabułę właściwie większość najważniejszych zjawisk, fenomenów i motywów związanych z przełomem dziewiętnastego i dwudziestego wieku.
Mamy więc redakcję gazety i dziennikarza, przygodę w pociągu, seans spirytystyczny, nowoczesne techniki kryminalistyczne (wykrywacz kłamstw!), trupa w kufrze, zagadkę w fabryce, spisek anarchistów, palarnię opium… A nasza bohaterka pisze na maszynie i jeździ na rowerze, jak przystało na kobietę postępową.
Serial w dość wierny sposób przedstawił także kluczowe elementy życiorysu Lidii Poët – oczywiście wiele dopowiadając i dopisując, ale z dużym wdziękiem. Prawniczka w każdym odcinku wciela się w rolę detektywki, by pomóc oskarżonym, których broni wspólnie z bratem prowadzącym kancelarię adwokacką. Do tego flirtuje, romansuje i zastanawia się, dla którego z przystojnych adoratorów ma więcej miejsca w swoim sercu.
A jak było naprawdę? Droga Lidii Poët do bycia pełnoprawną adwokatką była długa i kręta. Doniesienia o kolejnych bataliach Włoszki odbiły się szerokim echem także w polskiej prasie – i to nie tylko kobiecej.
„Żeński adwokat”
Choć Lidia Poët ukończyła studia prawnicze w Turynie i zdała egzaminy ze znakomitymi wynikami, nie chciano jej początkowo przyjąć do Izby Adwokatów. Ostatecznie została dopuszczona do członkostwa w sierpniu 1883 roku.
Trzeba przyznać, że polskie gazety trzymały rękę na pulsie. „Panna Lydja Poët, ukończywszy wydział prawny na uniwersytecie turyńskim, przyjętą została do stowarzyszenia adwokatów włoskich” – pisał „Kurier Warszawski” już 17 sierpnia 1883.
Pięć dni później „Wiek” donosił: „Żeński adwokat. Dnia 12 b.m. w Turynie panna Lydia Poët, po ukończeniu ze świetnym rezultatem studiów prawnych w tamtejszym uniwersytecie, zaciągnięta została na listę adwokatów. Dzienniki włoskie powiadają, że ministerstwo po długim wahaniu dopiero zgodziło się na tę nominację”.
Bardziej szczegółowo sprawę opisała „Gazeta Krakowska”: „Izba adwokatów w Turynie przyjęła tymi dniami, mimo gwałtownej opozycji starszych swych członków, a nawet mimo dymisji tychże, pannę Lydię Poët jako członka, udzielając jej praw adwokackich”.
Jak podawał dziennik, do najbardziej zagorzałych przeciwników prawniczki należeli Federico Spantigati i Desiderato Chiaves. „Panna Lydia wśród tych filipik zachowywała zacięte milczenie, dając sprawę za przegraną, wtem powstał jeden z młodych prawników i swą przemową humorystyczną przechylił szalę na korzyść p. Lydii, która przyjętą została większością głosów, jako adwokat rodzaju żeńskiego”.
„Advocatessa leggiadra”
Oponenci Lidii Poët zakwestionowali jednak decyzję Izby Adwokackiej. Kilka miesięcy później Sąd Apelacyjny nakazał wykreślenie pierwszej Włoszki z rejestru adwokatów.
W serialu usłyszymy prawdziwe argumenty, którymi sąd uzasadnił swoją decyzję. Tak, naprawdę jednym z powodów, który miał uniemożliwiać kobiecie pracę adwokata, była… damska moda.
„Signorina Lidya Poët, która, jak wiemy, ukończyła Uniwersytet Turyński ze stopniem doktora obojga praw i większością głosów została przyjętą przez Turyńską Izbę Adwokatów do ich zgromadzenia, nie będzie jednak mogła oddać się obranemu zawodowi […]” – objaśniał w styczniu 1884 roku „Bluszcz” w rubryce Kronika działalności kobiecej.
„Adwokatura jest pewnego rodzaju urzędem publicznym, a żadne prawo włoskie nie wskazuje, aby kobiety mogła być przypuszczoną do urzędowania. O ile ten pierwszy i zasadniczy wniosek usprawiedliwionym jest i poważnym, o tyle następne lekko i w sposób przykry dla signoriny Poët wyrażone zostały.
Włoska Rada Państwa lękała się najpierw, aby toga adwokacja nie ulegała kaprysom zmiennej mody, następnie wyraziła obawę, aby głos ładnej adwokatki: »advocatessa leggiadra«, nie wywierał zbyt wielkiego czaru na sędziów i obrońcę strony przeciwnej.
Dość i słuszniej było powiedzieć, że zawód adwokata nie zgadza się z zasadniczym pojęciem o kobiecości” – kwitowała dość konserwatywna redakcja „Bluszczu”.
„Spółka z bratem”
W ten sposób Włoszka została formalnie pozbawiona prawa wykonywania zawodu adwokatki. Tak jak pokazano w serialu, zaczęła wtedy współpracować ze swoim bratem, prawnikiem Giovannim Enrico Poëtem.
O dalszych losach Lidii Poët polska prasa przypomniała pod koniec 1897 roku. Pretekstem stała się sprawa Francuzki Jeanne Chauvin, której po studiach odmówiono wpisania na listę adwokatów paryskich.
„Wówczas panna Chauvin powołała się na swoje studia i świadectwa ze zdanych egzaminów i postawiła opozycji bardzo słuszne zapytanie, co ma zrobić ze swoim dyplomem i tytułami naukowymi, skoro one jej nie dają prawa korzystać z długoletniej, uciążliwej pracy i zająć należnego stanowiska?…” – relacjonował „Tygodnik Ilustrowany”.
Przy okazji gazeta opisywała sytuację pierwszych prawniczek w Europie i Stanach Zjednoczonych. W artykule Kobiety adwokatki nie zabrakło przykładu „panny Lydii Poët, Włoszki, która […] prowadzi do spółki z bratem swoim kancelarię obrończą w Turynie, zajmując się specjalnie kryminalistyką”.
Podobną informację podawał „Dział Literacko-Artystyczny”, czyli dodatek do petersburskiego „Kraju”: „We Włoszech panna Poët otrzymała tylko pozwolenie pomagania bratu adwokatowi”.
Nie tylko Włoszkom zamknięto dostęp do adwokatury. „Dotąd zdobyły to prawo kobiety jedynie w Anglii (wraz z Kanadą i Indiami), Ameryce, Rumunii i Finlandii” – zaznaczała redakcja.
O prawa kobiet
Lidii pozostawała „spółka z bratem” i działania związane z jej wykształceniem, ale podejmowane poza sądem – brała więc udział w specjalistycznych kongresach oraz zajmowała się kwestiami prawnymi we włoskim ruchu feministycznym.
„Wreszcie zanotować należy nazwiska dam, które brały udział w kongresie” – pisał w 1885 roku Julian Morelowski, relacjonując na łamach „Przeglądu Sądowego i Administracyjnego” przebieg Międzynarodowego Kongresu Karnego w Rzymie. Poza Lidią Poët wśród uczestniczek znalazło się kilka dyrektorek i inspektorek zakładów poprawczych dla dziewcząt oraz więzień.
„Wśród oklasków wstąpiła na mównicę panna Lidia Poët, laureatka prawa z Pinerolo […]” – donosił Morelowski. Przedstawione przez nią wnioski zostały przyjęte przez kongres jednomyślnie. Dotyczyły praw kobiet odbywających karę pozbawienia wolności.
Poët postulowała, aby więźniarki mogły wybierać zajęcia w czasie wolnym: „czytanie, muzykę, rysowanie, rzeźbienie, uczestniczenie w dziełach dobroczynnych itp.” oraz „uczęszczanie na odczyty (wykłady) o zasadach moralności, prawa i innych nauk”.
Dziennikarki, reporterki, redaktorki
„Pomyślałem, że kobieta nie może być w tym kraju prawniczką, ale może pisać do gazety” – mówi Lidii serialowy dziennikarz Jacopo (postać fikcyjna). „Co za nowoczesny kraj” – odpowiada z przekąsem prawniczka. Korzysta jednak z zaoferowanej pomocy. Jacopo pracuje bowiem dla redakcji pisma „Gazzetta Piemontese” (które niedługo zmieni nazwę na „La Stampa”) i może zabrać Lidię na spotkanie prasowe zorganizowane w fabryce.
Rzeczywiście, Lidia bez problemu mogła udawać dziennikarkę. Z gazetami właściwie od początku współpracowały liczne kobiety: pisarki, publicystki, tłumaczki. Pod koniec dziewiętnastego wieku dołączyły do nich także reporterki.
O ile kobiety piszące w zaciszu domowym – i po prostu wysyłające swoje teksty do redaktorów – nie wzbudzały obaw konserwatystów, praca dziennikarki-reporterki wymagała już dużej niezależności i pokonania ówczesnych konwenansów. Kto to widział: poruszać się w pojedynkę, wchodzić do różnych instytucji, zadawać pytania.
W 1899 roku „Kurier Codzienny” przekonywał: „Jak na innych polach pracy, tak samo w dziennikarstwie stają kobiety coraz liczniej do konkurencji z mężczyznami. Mianowicie za granicą zajmują już kobiety odpowiedzialne i dochodowe stanowiska redaktorek, referentek działów i reporterek. […]
Dziś w Paryżu reporterki bywają na posiedzeniach senatu, w parlamencie i w izbach sądowych. W Holandii dziennikarek jest niewiele, w Austrii i w Niemczech zaczynają się dopiero wyłaniać, natomiast ogromnie rozwinęła się ich praca w Stanach Zjednoczonych”. Ponoć ich liczba szła tam już w tysiące. Kilka miesięcy później gazety rozpisywały się na przykład o amerykańskiej dziennikarce Nellie Bly, która wyruszyła w podróż dookoła świata.
Na spotkaniu w fabryce Lidia jest jedyną kobietą wśród przedstawicieli turyńskiej prasy, a jej obecność wzbudza wesołość mężczyzn. To niemiła, ale niegroźna reakcja – nikt nie może zabronić kobiecie współpracy z gazetą. W przeciwieństwie do bycia adwokatką.
Studentka – tak, prawniczka – nie
Dostęp do pracy zawodowej był dla kobiet ograniczony w różnym stopniu. Kobiety nie miały na przykład wstępu na akademie sztuk pięknych, a w toku edukacji i na rynku sztuki napotykały większe bariery niż ich koledzy-artyści, ale mogły być malarkami czy rzeźbiarkami. Inaczej rzecz się miała z zawodami i funkcjami regulowanymi prawem.
„Bluszcz” w październiku 1883 roku, relacjonując batalie włoskiej prawniczki, podkreślał: „Signorina Poët skończyła chlubnie wydział prawny w Uniwersytecie Turyńskim; przyznano jej tytuł naukowy doktora obojga praw, nie godzi się zatem zagradzać jej drogi do pracy, którą zdobyła sobie przez naukę”. Widziano w tym pewien paradoks: pozwolono jej studiować prawo, ale nie zostać zawodową prawniczką.
Miesiąc wcześniej podobną kwestię opisywał „Kurier Codzienny” w artykule Studentki we Włoszech. Sprawa Lidii Poët pobudziła bowiem ogólnonarodową dyskusję, „czy kobiety mają być przypuszczone do urzędowej praktyki, jeżeli po ukończeniu studiów uniwersyteckich złożyły państwowy egzamin”.
Problem polegał na tym, że niewiele wcześniej dopuszczono kobiety do studiów uniwersyteckich we Włoszech na równych prawach z mężczyznami – nie ustalono jednak zasad dopuszczenia do praktyki zawodowej. Dopiero gdy pierwsze absolwentki zaczęły dochodzić swoich praw, władze zostały zmuszone do uregulowania tych kwestii. Wciąż były to jednak pojedyncze przypadki, rozpatrywane indywidualnie. „Kurier Codzienny” podawał, że w roku akademickim 1882/1883 we Włoszech kształciło się w sumie 21 kobiet, w tym zaledwie dwie w Turynie: jedna na wydziale lekarskim i Poët na wydziale prawa.
„To co powinnam zrobić?” – pyta brata serialowa Lidia, gdy zostaje wykreślona z listy turyńskich adwokatów. Niedługo skończy 30 lat, ma za sobą lata studiów. „Masz dyplom nauczyciela. Uczyć” – słyszy w odpowiedzi. Zawód nauczycielki był najpopularniejszym (i uznawanym za najwłaściwszy) wyborem dla kobiet z jej klasy społecznej.
Samotnice
Brat Lidii wskazuje jej jeszcze drugą możliwość: „Albo wyjść za mąż, jak każda normalna dziewczyna”. Serialowa Lidia Poët kilkakrotnie podkreśla, że nie zamierza wybierać tej drogi.
Stan cywilny pionierskich prawniczek interesował także polską prasę. Dziennikarz „Kraju” podkreślał na przykład, że „Panna Chauvin […] poświęciła 12 lat najważniejszych w życiu kobiecym studiom prawnym; obecnie dopomina się o prawo zbierania owoców swej pracy”. Autor miał oczywiście na myśli czas, w którym jej rówieśniczki zakładały rodziny.
„Tygodniku Ilustrowany” przywoływał zaś historię amerykańskiej prawniczki Elli Knowles Haskell, która w 1892 roku kandydowała na stanowisko prokuratora generalnego. „Kandydatura przepadła, stanowisko to zajął niejaki pan Haskell, który swą współzawodniczkę dobrał sobie do pomocy i w trzy lata później z nią się ożenił. Wiele innych [prawniczek] pozostaje w stanie panieńskim, broniąc praw cudzych i oczekując od losu… podobnego wymiaru sprawiedliwości, jaki stał się udziałem ich koleżanki panny Knowles”.
Słowem: według dziennikarza samotne adwokatki w skrytości ducha marzyły o znalezieniu męża. Dobrze, że redakcja „Tygodnika Ilustrowanego” nie wiedziała, że za kilka lat Knowles Haskell się rozwiedzie, z powodzeniem będzie natomiast kontynuowała karierę.
Wśród kobiet wybierających studia wyższe i karierę zawodową tak zdecydowana postawa wobec małżeństwa jak ta Lidii Poët nie była rzadkością. „Jak z kolei podaje Lillian Faderman, pomiędzy rokiem 1880 a 1900 w Stanach Zjednoczonych – gdzie stosunkowo szybko zaczęły powstawać żeńskie college – aż połowa wykształconych Amerykanek pozostawała niezamężna, gdy tymczasem ogólnie odsetek ten wynosił około 10 procent” – pisałam w biografii Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki.
Amerykańska pionierka
„W Waszyngtonie poznałem kobietę, która bez problemu praktykuje prawo. Nazywa się Belva. Nie wierzysz, ale to prawda. Teraz kandyduje na prezydenta Stanów Zjednoczonych” – mówi Lidii jeden z bohaterów serialu. I ma rację.
Mowa o Belvie Lockwood, która „w r. 1879 agitowała i przeprowadziła prawo dopuszczenia kobiety do tego zawodu. Sama też pierwsza włożyła biret na głowę i podobno cieszy się znaczną praktyką nie tylko wśród kobiet, ale i wśród mężczyzn”. Tak przedstawiał ją w 1892 roku „Kurier Codzienny”.
„Pani Lockwood walczy także namiętnie i o prawa polityczne kobiety. Dwa razy już nazwisko jej spoczywało w urnie wyborczej pośród nazwisk kandydatów na… prezydenta Stanów Zjednoczonych” – kontynuował dziennik. Prawniczka wystartowała wyborach prezydenckich w 1884 i 1888 roku. Nie liczyła na wygraną, chciała jedynie zamanifestować, „że nie ma żadnego stanowiska, po które by kobieta sięgnąć nie mogła”.
Prawo wywalczone przez Belvę Lockwood i inne pionierki otworzyło drogę do adwokatury kolejnym Amerykankom. Już w 1886 roku „Czas” donosił: „Liczba adwokatek praktykujących w Stanach Zjednoczonych wynosi 48. Najwięcej, bo siedem, jest ich w stanie Illinois; zaś w stanach Michigan i Wisconsin po sześć. W innych stanach po dwie lub jednej”.
Polki w „kopalni sprzeczności”
„Jeżeli zadamy sobie trud przestudiowania kodeksów prawnych i ustaw sądowych najrozmaitszych państw europejskich, to porównując między sobą tak wszystkie kodeksy, jak i pojedyncze paragrafy każdego z nich z osobna, musimy dojść do przekonania, iż są one całą kopalnią sprzeczności […]” – pisała Natalia Jastrzębska na łamach „Bluszczu” w 1909 roku.
Do listy tych licznych sprzeczności Polki musiały dopisać różnice występujące pomiędzy prawem obowiązującym w poszczególnych zaborach. Prawo austriackie i niemieckie dopuściło kobiety do zawodów prawniczych dopiero na początku lat dwudziestych. Jedynie prawo rosyjskie dawało pewne pole do interpretacji przepisów na korzyść kobiet. Skorzystała z tego Janina Podgórska (później Jurkiewicz).
Jak relacjonowała Jastrzębska, „P. Janina Podgórska ukończyła fakultet prawny w Paryżu i po otrzymaniu dyplomu wniosła w marcu 1908 r. podanie do Rady Adwokackiej m. Moskwy o zaliczenie jej do grona pomocników adwokatów przysięgłych”, aby mogła odbyć pięcioletnią praktykę w kancelarii Aleksandra Lednickiego.
Argumentacja opierała się na tym, że artykuł o adwokatach przysięgłych „w spisie osób, który wzbroniono zostać adwokatami przysięgłymi, kobiet nie wymienia!”. Choć prośba Podgórskiej została przyjęta, po pewnym czasie sąd uchylił tę decyzję.
Rewolucję w sytuacji kobiet planujących karierę prawniczą przyniosły dopiero przemiany społeczne i polityczne po I wojnie światowej. W niepodległej Polsce pierwszą adwokatką została Helena Wiewiórska (1925), a pierwszą sędzią – Wanda Grabińska (1929).
Włoskie prawo dopuściło kobiety do stanowisk publicznych w 1919 roku. Rok później Lidia Poët została wpisana na listę adwokatów. Miała 65 lat.